Turbacz - Top I destynacja na jesienny spacer
Turbaczem rozpoczęliśmy kolejny jesienny górski sezon. To już kolejny rok Kuby w górach. Mamy za sobą małe szczyty takie jak Maciejowa, Kudłacze ale i te większe Luboń Wielki czy Lubogoszcz. Tym razem przyszedł czas na większe wyzwanie - najwyższy szczyt w Gorcach Turbacz o wysokości 1310 metrów. Ruszyliśmy szlakiem niebieskim z Koninek, minusem było strome podejście na początku, kiedy jeszcze nikt nie był odpowiednio „rozchodzony”, ale daliśmy radę.
Dalsza część szlaku jest nieco łagodniejsza by w górnej partii znowu nieco podbić poprzeczkę. Urozmaiceniem są schody uklepane z ziemi i drewnianych belek. Osobiście wolę iść bokiem, bo nogi mniej mi się męczą na normalnym gruncie niż na schodach. Turbacz atakowaliśmy w październiku, ale tym razem udało nam się zarezerwować nocleg w schronisku, dlatego trasę rozpoczęliśmy dopiero koło godziny 11.00. To była dobra decyzja, bo ominęliśmy tłum ludzi, który ruszył rano i na trasie było dość spokojnie. Po około 2,5 godzinkach byliśmy na szczycie a w zasadzie w schronisku – uwaga to nie szczyt:). Żeby „zaliczyć” Turbacz trzeba się przejść jeszcze 10 minut w górę kierując się znakami. Przy kamiennym obeliksie można podziwiać piękną panoramę na Tatry i bardzo malowniczy zachód słońca. Co ciekawe z Turbacza można zobaczyć Kraków, co nie było w ostatnich latach możliwe z uwagi na drzewa, którymi porósł szczyt. Silne wiatry połamały większość drzew, a po białym balonie, który unosi się obok Hotelu Forum udało nam się rozpoznać Kraków.
Schronisko na Turbaczu
Schronisko na Tubraczu było moim pierwszym schroniskiem w życiu ...jako dziewica schroniskowa wyobrażałam sobie, że będziemy leżeć na podłodze w śpiworach, lekko zmarznięci i jeść grochówkę. A tu zaskoczenie, bo udało nam się zarezerwować pokój 3 osobowy...bardzo ładny zresztą. Obity nową boazerią,.wyposażony w trzy łóżka,..stoliczek i dwa krzesełka. Okna wychodziły na wschód słońca. W nocy skręciłam całe ogrzewanie bo było ...gorąco. Stołówka była...pyszna, polskie tradycyjne jedzonko co najlepsze podane ekspresem, co przy takim obłożeniu budziło duży respekt. Ceny i owszem dość wysokie, no ale cóż jednak lokalizacja tejże restauracji jest unikatowa. Do tego oczywiście fajna atmosfera, mili ludzie, główne palenisko było wprawdzie wynajęte, ale wokół schroniska było jeszcze co najmniej kilka mniejszych miejsc wyznaczonych do biwakowania. A i owszem wtargaliśmy na swoich grzbietach co nieco do przekąszenia, także była kiełbaska i coś na rozgrzewkę, dzieciom założyliśmy świecące w nocy opaski i tak oto spędziliśmy całkiem miły wieczór, dodatkowo w towarzystwie nowo poznanych bardzo sympatycznych ludzi. Polecamy :)